Chciałybyśmy Wam przekazać kilka słów od naszej niezawodnej Maggie! Organizatorki, motywatorki i żywego sreberka! Słowa są cudowne i myślimy, że mogą stać się ważne dla niejednej z Was! 🙂

ps. szczególnie, że zbliża się Halloween czyli święto, które bardzo ułatwia postawienie tego pierwszego kroku na zewnątrz 🙂
A teraz głos zostawiamy już tylko Maggie!

Hejka dziewczyny.

Pozwolę sobie podzielić się swoimi doświadczeniami z moich coming outów, z moich małych kroków do bycia en femme bardziej, częściej, na co dzień. Nie chodzi mi o to żeby się chwalić, tylko Was zmotywować do wychodzenia, do działania, do przełamywania pierwszych albo i następnych kroków. Wiadomo, że nie od razu Kraków zbudowano, i może być to szokiem, jeśli w poniedziałek wszyscy nas znają jako chłopaka, a we wtorek już chcemy całemu światu pokazać jaką to fajną laską jesteśmy😊 To tak jak z Małym Księciem i jego różą, trzeba ich oswoić😊 (trzeba oswoić i siebie samego i cały ten nasz mały świat, w którym się obracamy). Dlatego ja przyjęłam taką strategię: dziś pokazuję pomalowane pazurki, jutro dodam pierścionek na wskazującym palcu, pojutrze wsunę koraliki za nadgarstki, za tydzień nałożę damskie spodnie dzwony, za dwa tygodnie ładną koszulkę kupioną na promce w Carrefurze… A za miesiąc może wyjdę na miasto w make upie. Kto wie? W międzyczasie rosną mi włosy. Biorę biotynę, żeby szybciej rosły. Oczywiście od razu nie urosną na długość włosów Roszpunki, na to wszystko potrzeba czasu i cierpliwości. Dlatego ważny jest stopniowy proces naszej transformacji.  Ale nie tylko to. 

Ważne jest też w jakim środowisku się obracamy. Czy żyjemy wśród tolerancyjnych i otwartych sąsiadów, przyjaciół, znajomych; czy jesteśmy otoczeni negatywnie myślącymi i wiecznie niezadowolonymi ludźmi, dla których nałożenie czerwonych butów przez faceta to jakiś kosmos😊 (tak, mam takiego wujka, który się ostro zdziwił, że czerwone buty NewBalance są moje😊). Ważne jest też jak myślimy i co mamy w głowie, bo połowa sukcesu to wyzbycie się mentalnych blokad. Polecam olać permanentne analizy i pytania typu „co inni powiedzą?”, „a co jeśli się ode mnie odsuną…?”. Jeśli nie zaakceptują Ciebie taką, jaka jesteś, to nie Twój problem, to ich problem. Ja w ciągu dwóch lat wyoutowałam się dla wielu osób: znajomym, sąsiadom, przyjaciołom, rodzinie, pracownikom, etc. Oczywiście nie wszyscy o mnie wiedzą; są tacy, którzy wiedzą i się odcięli (a wydawało mi się wcześniej, że inaczej podejdą do tematu). Są też tacy, którym bałam się pokazać, ale – w różnych okolicznościach przyrody – się o mnie dowiedzieli/ poznali moją kobiecą zewnętrznie stronę. I nic się strasznego nie stało. Dalej się ze mną kontaktują – czyli przyjęli do wiadomości. I jeśli utrzymują kontakt, to znaczy że albo zaakceptowali, albo zrozumieli, że taka jaka jestem, to prawdziwa ja, pewniejsza siebie, bardziej zadowolona z życia, pełna energii, miłości i wigoru😊.

Ważne jest też, żeby rozmawiać, i zacząć od tych najbliższych, którzy nas najbardziej znają. Nie wszyscy mają obowiązek zaakceptować nas, nie wszystkim się to będzie podobało. Jednym spłynie to jak po kaczce, inni doznają szoku. Moja mama zaczęła nawet odmawiać regularnie zdrowaśki wieczorami przed pójściem spać; pewnie w mojej intencji, żeby niczego nie zepsuć w mojej relacji z rodziną, żeby wszystko się dobrze ułożyło. Na święta, nowy rok, urodziny i imieniny życzy mi, żebym była szczęśliwa w życiu. I mogę jej to powiedzieć, że jestem, bo odnalazłam siebie, odgrzebałam w głowie swoją drugą, szczęśliwą połówkę. Ja do kościoła już nie chodzę, ale jeśli jej ma to pomóc w samopoczuciu, to niech je odmawia i trzy razy dziennie😊. Mi to nie przeszkadza. Chcę pokazać światu, że nie jest on czarno-biały, tylko mega kolorowy, i każdy/ każda z nas jest innego koloru: jest wyjątkowa, niesamowita, inna, dobra, ważna, oryginalna. Każdy/ każda z nas chce być spełniona i szczęśliwa.

Mam 40 lat, dla niektórych z Was mogłabym być ojcem (albo i matką😊). Statystycznie połowa życia już za mną. Może dlatego nie chcę czekać, bo wiem, że zostało mi mniej czasu na bycie sobą niż osiemnasto- czy dwudziestokilkulatkom. Zazdroszczę Wam młodym, bo macie jeszcze dużo życia przed sobą. Może wiek to również doświadczenie życiowe i inne spojrzenie na świat. Może dzięki temu jest mi łatwiej. Ciężko powiedzieć co by było gdyby? Czy byłoby mi łatwiej na coming-out, gdybym miała lat 20? Czy odważyłabym się wyjść do ludzi 20 lat temu? Nie ma co gdybać, trzeba brać swój los w swoje ręce i pruć do przodu. Mama kiedyś mi napisała w pamiętniku (nie mam go już niestety, ale pamiętam powiedzenie, jakby to było wczoraj): 

Idź przez życie śmiało i miej byczą minę, łap szczęście za ogon i duś jak cytrynę

Przez 38 lat, mimo że założyłam rodzinę, mam kochaną żonę i dzieci, pracę marzeń, dom, ogród, przyjaciół – ciężko mi było tę cytrynę dusić. Ciągle mi czegoś brakowało, ciągle chodziłam – jako chłopak, fizycznie i mentalnie – niezadowolony, sfrustrowany, wku*wiony na coś, ciągle mi czegoś brakowało, ciągle chciałam wszystkim dogodzić: to kurs rolnika dla teścia (żeby źle o mnie nie myślał), to kurs dla księgowych dla mojego ojca (no bo jak tu ojcu odmówić, jeszcze za niego płaci😊). Po kursie rolnika dalej byłam dla teścia nieudacznikiem, po kursie finansowym i tak nie poszłam do pracy do urzędu skarbowego. Moja wewnętrzna kobieta powiedziała dość: czas pomyśleć o sobie i zadbać o siebie. I teraz wszystko przychodzi mi łatwiej, świat nabrał kolorów, a ja pewności siebie. To co sobie założę: spełnia się. To co sobie wymarzę: jakoś się udaje! 

Na zakończenie chciałam jeszcze opisać historyjkę, która mi się niedawno przytrafiła (właściwie miałam od tego zacząć moją opowieść😊):

Pracuję jako pilot wycieczek, tydzień temu byłam z uczniami ze szkoły średniej w Londynie. Proporcje genderowe: 80% kobiet, 20% mężczyzn (im więcej dziewczyn wokół mnie, tym lepiej się czuję😊). Opiekunowie to trzy nauczycielki – jedna polonistka, Pani Magda😊, wice dyrektor. Druga i trzecia to anglistki (przedział wiekowy 40-50 lat). Stoję w kolejce w Starbuck’s po kawę. Podchodzą do mnie Panie; jesteśmy na ty, bo to już trzeci dzień z siedmiu wspólnie spędzonych podczas wycieczki językowej. Jedna z nauczycielek ma złoty naszyjnik z ważką! Ja szerzej otwieram oczy i zadowolona z tego, co widzę mówię kobietom: „ale fajny naszyjnik, zobaczcie, ja mam takie dwa tatuaże na nogach nad kostkami… o, tu jedna, fioletowa (podnoszę nogawkę moich damskich dzwonów), a tu na lewej, druga (robię to samo). Pani Magda się pyta, czy te moje ważki mają dla mnie jakieś znaczenie. Ja bez zastanowienia się odpalam: „tak, oczywiście, to symbol transformacji, radości, szczęścia i dobrej pomyślności w życiu” (tak, zanim zdecydowałam się na tatuaż z tym owadem, sprawdziłam u wujka gugla jego znaczenie). Jej kolejne pytanie związane było z przeznaczeniem, nie pamiętam dokładnie pytania, ale znowu spontanicznie odpowiedziałam jej to, co serce mi podpowiedziało: „wydaje mi się, że w poprzednim wcieleniu byłam kobietą… albo nią będę w następnym😊”. No i wspólne siorbanie kaw przy stoliku zleciało jak z bicza strzelił, z wątkiem mojej osoby w roli głównej. Pani wice dyrektor przyznała, że lepiej się czuje obcując z facetami z kobiecym pierwiastkiem – bo z reguły są łagodniejsi, spokojniejsi, tacy bardziej przyjaźni, mniej agresywni… Może i bardziej zrozumiali. Dodała też, że sama czuje, że ma męski pierwiastek… Ja się pytam, czy dobrze się dogadujemy, bo WIDAĆ to po mnie? (facet z mnóstwem kobiecych gadżetów). A ona mi mówi, że nie tyle widać co CZUĆ tę kobietę we mnie😊 I to właśnie zrobiło mi dzień. Potem pokazałam Paniom kilka fotek Maggie z ostatniego transweekendu w Warszawie. I co? I nic. Nie było jakiegoś oburzenia, nie było rzucania we mnie ciastkami czy wylewania mi na głowę gorącej kawy z papierowego kubeczka. Nie było demonstracyjnego wstawania z krzesła i wychodzenia z fochem z kawiarni. Była akceptacja i zrozumienie. I takie momenty dodają mi skrzyyyydeł… Dlatego warto wychodzić, warto pokazywać siebie i tą fajniejszą stronę nas. Ostatniego dnia wycieczki pożegnaliśmy się serdecznie, a Panie nie widzą kolejnego wyjazdu bez Pana Tomka. Może za rok do autokaru wsiądzie pilotka Madzia w czółenkach na niskim słupku, w spódniczce i fajnej koszulce? Paznokcie już i tak są pomalowane, pierścionków więcej niż palców… A za rok włosy będę miała na tyle długie, że nie będę musiała nakładać peruki 😊

I tego właśnie życzę Wam wszystkim! Głowa do góry, spełniajcie marzenia. Nie żyje się raz; raz się umiera, a żyje się każdego dnia!

Buziaki :* Magda/Maggie B.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *