Pytanie zasadnicze, niekończąca się odpowiedź.
Z pewnością nie jedno ma imię. Z pewnością różnią się motywacje, potrzeby, przeżycia, rozwój… Ale wspólnym elementem jest to, że w obecnych, jak i przeszłych, czasach powoduje wstyd, dyskomfort, problem z akceptacją i nie tylko… Przynajmniej na początku. Ja też tak miałem. Stąd chyba ten blog. Bowiem od niedawna coraz śmielej i pozytywniej o tym myślę, a to dzięki mojej cudownej Partnerce, i chyba, odczuwając społecznikowskie potrzeby, oboje podjęliśmy ten, ostatecznie przyjemny, wysiłek.
Zatem kim jest crossdresser? Potocznie to osoba, która lubuje się w ubieraniu strojów kulturowo przypisanych płci przeciwnej. Jest to tekst z cyklu: „jak ja to widzę?” dlatego pozwólcie, że nie będę się wgryzać w zawiłości związane choćby z niebinarnością, nie dlatego, że tego nie szanuję czy w to nie wierzę, ale nie czuję się na siłach, aby objąć teraz całe spektrum świata.
Bardziej chcę przybliżyć ten termin osobom, dla których temat ten jest wielką niewiadomą. Ale też chcę przede wszystkim uwzględniać własne doświadczenia i obserwacje.
Jako najważniejsze uważam, że należy wyzbyć się strachu przed tym zjawiskiem. Rozumiem, że u wielu kobiet, „zagrożenie”, że ich mężczyzna ma takie upodobanie, powoduje niepokój, a może nawet obrzydzenie. Jednak zazwyczaj jest to związane z niewiedzą, brakiem świadomości. W końcu boimy się tego, czego nie znamy.
Z punktu widzenia klasycznego związku ważnym jest to, aby partner wiedział czy crossdressing jest u niego fetyszem, estetyczną potrzebą, a może nieuświadomioną, wypieraną transpłciowością. Powinien zadać sobie mnóstwo pytań. Pytań do bólu szczerych, a następnie zderzyć się z tak samo do bólu uczciwymi odpowiedziami. Myślę, że dopiero wówczas można sprawę przedstawić swojej partnerce. Zawsze wychodzę z założenia, że jeśli jest miłość, bliskość to wszystko jest do dogadania, ale…
Postawmy się w sytuacji kobiety, która termin crossdressingu zna ewentualnie z polskiego kabaretu, Benny Hilla lub relacjach medialnych o zmianach (sic!) płci. Jej wybranek, potencjalny ojciec rodziny, mąż, zdobywca, dominator (patrzę stereotypowo, wiem) mówi jej o tym, że kręci go ubieranie falbanek czy koronek, że ma potrzebę noszenia spódniczek, a nie poplamionych, sportowych szortów. To jest szok. Wywrócenie świata do góry nogami. Jak ona ma sobie z tym sama poradzić skoro nie otrzyma koła ratunkowego od osoby, która najprawdopodobniej powinna być predestynowana do bycia ratownikiem całej tej szalupy. Ona nie miała obowiązku wcześniej poznawać zagadnień związanych z crossdressingiem, bo skąd? Bo jak? Jej pełne przerażenia oczy, które być może zaszkliły się nawet łzami to nie jest efekt jej złej woli, nietolerancji czy jeszcze innego zła. Bardzo możliwe, że jest to efekt niewiedzy. Niewiedzy, którą właśnie TY możesz oświecić. Powinieneś wręczyć jej w dłoń chociaż małą lampkę, kiedy już zapraszasz ją do tej jaskini, w której ukrywałeś się od lat. Zapewne znasz ją na wylot, ale wyobraź sobie, że ona nie. Ona potrzebuje przewodnika, bo jeśli go nie będzie, to nie będzie to nawet kwestia jej złej woli, że postanowi zrezygnować. Dla własnego bezpieczeństwa czy choćby poczucia komfortu. Jeśli jednak zechce z niego wyjść to Ty również powinieneś. Wiem, że mówienie o własnym „dziwactwie” może być na początku trudne, ale jeśli wymagasz czegoś od drugiej strony to sam powinieneś wyjść na przeciw.
Pomyśl sobie też o tym jakie pytania mogą się pojawić w jej głowie. Przecież każda rewolucja, a za taką zapewne sam będziesz uważać decyzję o wyjawieniu swojej najbardziej skrywanej tajemnicy, potrzebuje świadomości z czym się to będzie wiązać. Uprzedź Partnerkę czego może się spodziewać. Jeśli trzeba, uspokój, że od teraz nie będziesz codziennie paradować w damskich łaszkach i każdego ranka nie będziecie się wykłócać o lustro w łazience czy błyszczyk. Serio, to może jej mocno ułatwić początek. Pamiętaj, że to, co dla Ciebie jest oczywistością, dla niej na początku być nią nie musi. Tak samo warto poinformować czy Twój crossdressing wiąże się z zainteresowaniem innymi mężczyznami lub czy zastanawiasz się nad korektą płci.
Wszystko to, o czym piszę, zmierza w najistotniejszym, z mojego i mojej Partnerki punktu widzenia, mianowicie, żebyśmy traktowali się jako Osoby. Osoby, które pokochaliśmy, z którymi nam dobrze, z którymi chcemy być może dzielić resztę życia. Bo jeśli w naszych związkach jest miłość, to czasowa zmiana dresscodu może nie stanowić żadnego problemu, a być może! będzie stanowić interesujące i podniecające urozmaicenie codziennej rutyny. To nie jest tak, że sprawa już na początku jest przegrana. Ale pamiętaj też, że aby „wygrać” trzeba też dać coś od siebie.
Wydaje mi się też, że ważne jest to, aby wiedzieć jakie poglądy ma Partnerka. Może nawet nie chodzi o klasyczne: „lewackość” czy „prawiloność”. Chodzi raczej o to na ile jest otwarta na świat i jej system wartości jednoznacznie nie wypiera, nie stygmatyzuje wszelkich odstępstw od normy. Jeśli tak jest, cel może nie jest niemożliwy, ale na pewno Twoje działania i argumenty muszą być jeszcze bardziej przekonujące.
Czy warto o to zawalczyć? Nie chcę nikogo namawiać i formować swoich sądów kategorycznie, jednak należy sobie zadać pytanie: jak ważne to dla mnie jest? Jak ważną częścią mnie jest ta delikatna istota zazwyczaj drzemiąca, a jedynie czasem budząca się w samotności czterech kątów? Z doświadczenia wiem, że jest to bardzo ważna część nas więc przedłużające się chowanie jej w szafie powoduje poczucie dyskomfortu, smutku czy depresji. Sam pamiętam swoje potyczki o moje męskie JA, które w obliczu akceptacji, dziś wydają mi się straconym czasem, który mógł być piękniejszy. Ale jak powiadali mądrzejsi: wszystko ma swój odpowiedni czas. Być może Twój nadszedł właśnie teraz?
Dobrze to przemyśl i… powodzenia! (jeszcze z pewnością do tego tematu będę wracać bo w tym krótkim tekście nie mogłem go wyczerpać)
Tak, crossdressing mężczyzny (bo głównie to oni dokonują wizualnej transformacji) to wywrócenie do góry nogami dotychczasowego ładu i porządku w związku. Ale szczerość i uczciwość jest tu najważniejsza! Jak nigdy dotąd. Motywów przebierania się jest dużo (tak jak piszesz: od fetyszu, po satysfakcję z poczucia bycia choć przez chwilę „kobietą”, aż do całkowitej korekty płci). Partnerki reagują różnie, bo każda jest inna – pod względem swojej otwartości na świat, tolerancji, akceptacji, poglądów. Jedne odrzucą na dzień dobry Twoje pragnienie założenia rajstop, a inne (choć takich jest pewnie bardzo mało) zaakceptują to że chcesz iść do sądu, zmienić dokumenty, zrobić operację narządów, zmienić głos, zapuścić włosy i zostać 100% kobietą. Wydaje mi się, że crossdreserzy głównie traktują transformację jako „hobby”, oderwanie się od rzeczywistości i pobycie przez chwilę innym człowiekiem (dla własnego lepszego samopoczucia i satysfakcji). Marzeń i fantazji jest mnóstwo na tym świecie. Osoba, która dokonuje korekty jest już transpłciowa – to nie crossdresser. To dwa różne światy. Tylko nigdy nie wiesz, czy crossdresser teraz nie zechce dokonać korekty za pięć lat, bo tak mu się te „hobby” spodoba…
Poruszylaś tu ważna kwestię a mianowicie … Co się stanie jeśli za bardzo nam się spodoba crossdress… Czy niewinna zabawa przeistoczy się w coś innego, coś co całkowicie zmieni nasze życie. Czy to nie zadziała jak narkotyk?
Ja myślę, że jeśli coś w nas jest to ewentualnie to odkryjemy, a nie wytworzymy z niczego. Ale może macie inny pogląd na tę sprawę?
jest taki fajny film THE DANISH GIRL – o facecie, który – z ogromną pomocą swojej żony – tak się wkręcił, że został całkiem niezłą dupą 🙂 Ale to żonka go kusiła i prowokowała poniekąd, dlatego się zmienił… ale musiał też coś wcześniej czuć, jakieś zajawki z dzieciństwa… Zobaczcie, nie ma ani jednej osoby trans / crossdress etc. która by nie powiedziała, że wszystko zaczęło się za dzieciaka 🙂
Pewnie żona jest bo… Hehe ciekawy trójkącik
Bi
może w filmie żona jest bi… nie wiem, ale ja tak myślę że w życiu prywatnym… mając dwie osobowości (mężczyznę i kobietę, fizycznie i mentalnie) i tworząc związek z kobietą to to właśnie jest trójkąt… ja kiedyś mówiłam (może się już powtarzam, wybaczcie) że chciałem spróbować w trójkącie… i w pewien sposób stworzyłem taki trójkąt… on, ona i żona… 🙂
Zgadza się! Dlatego my wymyśliliśmy to, że żyjemy we trójkę: Ginger, Fred i Tosia 🙂
W każdym z mężczyzn jest pierwiastek żeński, ale też w każdej kobiecie jakiś większy lub mniejszy pierwiastek męski. Dlatego zawsze jest szansa na to, że można się dogadać 🙂
No nie do końca, ale film warto zobaczyć 🙂
Dokładnie. To się zaczyna bardzo wcześnie. Z różnym natężeniem i w różny sposób, ale jednak jak pogrzebać w pamięci to nagle pojawiają się kolejne punkty, kolejne odkrycia.
A co to filmu to też trzeba pamiętać, że to film fabularny, a nie dokumentalny 🙂
Kiedyś słyszałem takie stwierdzenie ,że jesteśmy naszymi nawykami. I jeżeli coś robimy często to umacniamy ten nawyk.
Ja myślę, że trudno tu mówić o nawyku, bo to jest coś co w nas jest od początku. To tak jak kiedyś w szkołach „walczyli” z mańkutami i kazali im pisać prawą ręką. Ludzie się uczyli, ale nadal byli mańkutami 🙂 Myślę, że bardziej wartościowe jest ciągłe poznawanie siebie i dowiadywanie się tego, co mi się podoba, co mnie kręci, w jakich sytuacjach, z czego mogę zrezygnować, a z czego nie. itd. itd. 🙂
No pewnie masz rację bo w sumie im bardziej się interesowałem tematem… To na samym początku myślałem że skoro lubię damskie ubrania to jestem hmmm… Gejem, bi, transseksualista????…. Ale po jakimś czasie jak trochę więcej poczytałem …. I poznałem parę osób tylko pisząc z nimi uświadomiłem sobie że tylko fascynowal mnie ich ubiór i całokształt wykreowania nowej osoby… Tzn tylko kobiece cechy, ale zrobione w sposób profesjonalny… Czyli wyglądali naprawdę jak kobiety… I to mnie krecilo
Nie mamy edukacji seksualnej więc nasza droga poznawania siebie oraz poznawania tematu jest bardzo utrudniona. Często robimy coś na chybił trafił, a potem wyciągamy wnioski. Dlatego też pomyśleliśmy o tym blogu, żeby ktoś mógł sobie poczytać doświadczenia innych i może dzięki temu nie zrobić jakiejś głupoty wbrew sobie lub nie brnąć nadal w ślepą uliczkę.
A lubicie takie klimaty:
https://www.youtube.com/watch?v=A2OGMeyoHGM
Ciekawe to. Bardzo lubię sztukę, prowokację. Często bez wywołania szoku, złamania tabu czy poprawności politycznej do nikogo się nie dobijesz. Dobrym przykładem jest to, co obecnie się dzieje w naszym świecie… Nawet wojny nie trzeba było, a nierówności, wyzysk, dehumanizacja ludzi z powodów ich orientacji czy queerowości za sztandarami tej czy innej religii w dłoni… Więc, tak, uważam, że walka sztuką jest tą najbardziej szlachetną formą walki i warto z niej korzystać.
dla mnie drag queen shows to niesamowita sztuka, odwaga, jak prezenterzy sami powiedzieli to jest „la liberación de expresión” – uwolnienie swojej ekspresji… muzyka, choreografia, taniec, stroje, albo ich brak 🙂 to wpływa na całokształt artysty…
jest sporo filmików z nią na yt, nie mogę znaleźć, ale z 2017 roku może z LPdeGC jest występ jak jest Marią (Madonna I am sorry), potem Jezusem z 12 Apostołkami :), i na końcu Aniołem…
Och, jak znajdziesz to koniecznie podeślij 🙂