Czerwiec jest uznany przez środowiska LGBTQ+ miesiącem DUMY. Nie będę tu przedstawiać historii i powodów dlaczego akurat czerwiec jest tym miesiącem i z jakimi wydarzeniami jest to związane, bo z pewnością wiecie lub jeśli nie wiecie to z łatwością możecie to wygooglać. Ja chciałbym się w tym wpisie zastanowić, co właściwie znaczy, czym jest ta DUMA? Co oznacza dla mnie i dlaczego właśnie to hasło chyba najsilniej się wybija? Dopiero podczas popołudniowych rozmyślań wiele mi się wyjaśniło i poczułem siłę tych czterech liter: DUMA!!!

Duma – poczucie własnej godności i wartości; stan zadowolenia z siebie samego z powodu podejmowanych wysiłków czy uzyskanych korzyści (SJP)

Dzięki wspomnieniom z naszych wyjść na drugą stronę szafy pojąłem, że podczas nich zawsze towarzyszył mi lęk. Wiązał się on (nie będę Wam kłamać – wciąż się wiąże, ale może więzy zaczynają lekko popuszczać?) przede wszystkim z tym jak zostanę odebrany przez otoczenie. Jak spojrzą na mnie przypadkowi przechodnie, jak ludzie w klubie, jak kierowca Ubera? Co sobie o mnie pomyślą? Już sama myśl o tym, że mógłby mnie zobaczyć ktoś z osób mi znajomych przyprawiała mnie o palpitację. By choć troszkę się uspokoić w głowie zawsze starałam się znaleźć jakieś awaryjne wytłumaczenia. A że to impreza Halloweenowa, a to inna przebierana impreza tematyczna – no a na strój kobiety namówiła mnie narzeczona, przegrany zakład albo jeszcze coś innego… Takie alternatywne tłumaczenia chyba nigdy na nic mi się nie przydały, ale dodawały mi jakiś dziwny rodzaj pewności… Urojonej pewności. Pewności, która wynika ze strachu i która przeczy wszystkim moim poglądom i postrzeganiu świata. Pewności, którą na codzień przeklinam, wyklinam i marzę o tym, by wreszcie upadła. Bo ta pewność to pewność tego, że jeśli powiedziałabym prawdę to rzeczywiście mógłbym/powinienem był być odebrany jako dziwadło, jako osoba, która robi coś zakazanego, niewłaściwego. Ale na straży tego, by się tak nie stało może stanąć właśnie DUMA! Tak! Jestem taki i się tego nie wstydzę. Cieszę się z tego! Tak, to ja i nic wam do tego! Jestem i to chyba powinno wystarczyć. Nie robię nikomu krzywdy i… już nie będę po raz kolejny zaczynać tej litanii, aby upewniać się, że jestem OK. Jestem OK i tyle. Jestem w damskich ciuchach, umalowałem się i próbuję zachowywać się w stereotypowy, kobiecy sposób. To jest moje drugie ja. Ważne JA! Jestem dumny z tego, że pokonuję kolejne kroki w drodze do DUMY. Jestem dumny z tego, że ćwiczenia z makijażu dają efekty. Jestem dumny z mojej narzeczonej, która jest w tym naszym wychodzeniu najdumniejszą Osobą jaką znam! 

Mam nadzieję, że podczas kolejnego wyjścia, które hucznie ma zakończyć PRIDE MONTH będę dumnie kroczyć ulicami mojego miasta w drodze do klubu, a tam, na miejscu będę się dobrze bawić i świętować narodziny mojej DUMY. Ona jest jeszcze młoda, nieśmiała, ale zaczyna istnieć… istnieje!!! Będę dawać jej coraz więcej przestrzeni i napawa mnie to ogromną radością. Myśląc te myśli słucham na słuchawkach zespołu Queen, idę pewnym krokiem po ulicy mojego miasta i moje długie, falujące na wietrze włosy pozwalają mi sobie wyobrazić, że mam na sobie swoją ulubioną sukienkę i że wreszcie kreski wyszły mi idealnie, ale przede wszystkim wyobrażam sobie, że idę wśród tłumu DUMNIE, odważnie i nie zwracam uwagi na wzrok innych, tylko na siebie! 

Kochane i Kochani! Życzę Wam DUMY z Was! To bardzo ważne. Nie dajcie sobie wmówić, że coś co robicie jest niewłaściwe, że jest głupie, żenujące. Z pewnością wielu i wiele z Was przeszło drugą i trudną drogę. Samoakceptacji zazwyczaj nie dostaje się w prezencie. Ale jesteśmy, istniejemy. Robicie swoje, robimy swoje! I WANT TO BREAK FREE!!! You, re right, Freedy!!!

Post Scriptum:

Moje pierwsze (sic!) uczestnictwo w Paradzie Równości wiele mi pokazało. Naocznie mogłem się przekonać kiedy słowo DUMA przestaje być wyabstrahowanym pojęciem, przestaje być słowem ze sloganu, a staje się rzeczywistością. Uśmiechnięte, pełne radości twarze upewniły mnie w tym jak jest to ważne wydarzenie. A gdy tylko zrymowałem to ze swoimi doświadczeniami i własnym lękiem to wówczas waga DUMY się we mnie dopełniła. Sądzę, że wiele osób, nawet tych sprzyjających środowiskom LGBTQ+, powinno choć raz w życiu wybrać się na Paradę Równości, by doświadczyć, zobaczyć wolnych, a nieraz i spragnionych tej wolności, tej DUMY ludzi. Zobaczyć twarze ich bliskich, którzy wspierają – DUMNYCH rodziców, dziadków, rodzeństwo.

Krzywe spojrzenia, głupie komentarze – one nie mają racji. Więc czemu mam się nimi przejmować? Czemu mam zaprzątać głowę czymś z czym kategorycznie się nie zgadzam? Ja ze swoją tożsamością i sukcesywnym odkrywaniem samego siebie, eksplorowaniem wnętrza jestem od wielu, wielu lat. To przez/dzięki jego skomplikowaniu poświęciłem na to znacznie więcej czasu niż przeciętny człowiek. Więc co więcej może wiedzieć o mnie ktoś kto pierwszy raz widzi mnie na oczy, pierwszy raz (nie licząc kabaretów) styka się z tym tematem? Ale nie, nie chcę w tego kogoś uderzać, nie chcę pluć, nie chcę patrzeć pogardliwie. Chcę się uśmiechnąć, chcę zabić dystans, zabić wrogość. Tak właśnie rozumiem DUMĘ. Chcę zrobić ten pierwszy, pojednawczy krok, a on już zrobi z tym, co będzie chciał.

Zawsze byłem indywidualistą i ciężko było mi wchodzić w jakieś grupy, społeczności, zbiorowości. Starałem się być „pomiędzy”. Tłum od zawsze mnie przerażał (wciąż mnie przeraża). Nie mogę przecież jako jednostka niezależna podpisywać się pod każdym postulatem dowolnej grupy. Nie mogę brać odpowiedzialności za ludzi, których nie znam. Jednak jako Tosia pierwszy raz zapragnęłam być częścią jakiejś większej grupy, społeczności. Z pewnością ma to związek z moim lękiem – w grupie zawsze raźniej, bezpieczniej. Jednak jako osoba „crossdress” znów czuję się „pomiędzy”. Staram się, mam wrażenie, że wspieram społeczność LGBTQ+, ale wiem, że wciąż i znów jestem „pomiędzy”. Jestem w tej komfortowej pozycji kogoś kto może robić coś „czasami”. Więc czasem jestem LGBTQ+, a czasem mogę się wyłączyć i nie być… Ale chyba tak się nie da. Chyba muszę wreszcie niebyć pomiędzy, a być W. Nie wiem jeszcze.

Dlatego też chyba mocno upodobałem sobie literkę Q – Queer. Ona na wielu płaszczyznach jest mi bliska. W końcu zawsze, z różnych powodów, byłem dziwny, inny, odrębny. Ale chyba tym razem nie chcę taki być. Nie chcę być Q do kwadratu. Chciałbym być po prostu Q.
Rozmawiając z wieloma koleżankami – Crosskami mam wrażenie, że nasz hmm status (?) nie jest postrzegany jako coś serio. Że tak naprawdę nie jesteśmy częścią tej społeczności. Zdaję sobie sprawę, że możemy robić zły PR (wśród osób, które określają się jako CD jest mnóstwo fetyszystów, którzy szerszemu gronu nie kojarzą się pozytywnie), ale wierzę, że da się to jakoś pogodzić. Jak wspominałem, my w swoim gronie też jesteśmy różne, „każda ma swój trans”, ale my też szukamy akceptacji i walczymy z rzeczywistością. Też chcemy ją zmienić. Wciąż wierzę, że właśnie RAZEM będziemy silniejsi, razem będziemy DUMNIEJSI!

ps 2. Jeśli ktoś zechciałby nas wesprzeć choćby drobną darowizną to będziemy bardzo wdzięczni. Oczywiście, nie jest to obligatoryjne. Chcemy, aby każdy miał dostęp do wszystkich treści dlatego nie znajdziecie tu żadnych onlyfansów. Nie tworzymy tego bloga stricte zarobkowo, ale każdy grosz może nam pomóc się rozwijać i inwestować np. w lepszy aparat, tło do robienia zdjęć czy też zorganizować wyjazd w celu realizacji wywiadu z interesującą osobą mieszkającą w innej części Polski czy Europy. Oto jedna z opcji:

Link do naszego profilu: https://buycoffee.to/podrugiejstronieszafy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *