Dzisiejsze rozmyślania dotyczące odległej przeszłości zacznę od tego, że nurtuje mnie od jakiegoś czasu pytanie z gatunku tych, których nie znosimy, czyli: „co by było gdyby?”. Od razu nasuwa mi się refleksja jak bardzo zdezaktualizowało się pewne znane, z pozoru niewinne hasełko, które często było/jest używane w mowie potocznej, a mianowicie: „gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem”. Dziś, dzięki latom badań i postępu w medycynie oraz genetyce, sprawa nie jest tak prosta, a w związku z tym i powiedzenie traci swój pierwotny sens. Dlatego, jeśli chodzi o „gdybanie” wolę odwołać się do współczesnego poety Adama Zielińskiego (popularnego ŁONY), który rapował niezwykle trafnie: „cały nasz kraj zaklęty w „gdyby” (dźwięki słowa „gdyby” smacznie przenikają się z innym słowem: „dyby”, które nie są bez związku z dzisiejszym wpisem). Ale nie o niezaprzeczalnym kunszcie szczecińskiego rapera będzie tu dziś mowa (sorry, Adam).

Moje „gdyby” wiąże się z tym, co obecnie przeżywam. A mianowicie z ogromnym żalem wobec tego, że Tosię dusiłem w sobie od tak bardzo dawna. Że pomimo swojej pozornej otwartości z niesamowitym wprost uporem zakładałem, że Tosi nikt nigdy nie może poznać. Owszem, od czasu do czasu pozwalałem jej zaistnieć, ale w gruncie rzeczy była raczej niechcianą gościnią, kimś kogo wyprasza się, gdy tylko „załatwi się swoje sprawy” (if You know what I mean…). W mojej (prawdziwej?) rzeczywistości ona nie istniała. Była odcięta. Była (nie boję się tego słowa) represjonowana i wykluczona. Była gorszym gatunkiem (człowieka?). Pisząc to teraz aż ciarki po mnie przechodzą, bo w sumie muszę przyznać, że traktowałem ją tak jak nie przymierzając obecna (oby jak najkrócej) partia rządząca. Niewidoczna dla nikogo. Przemilczana. Bez imienia. Bez możliwości manifestowania siebie, swoich potrzeb, swojego piękna, ale też swojej mądrości. Bez szansy na budowanie relacji z kimkolwiek. Bez jakichkolwiek szans, na cokolwiek szans… Nie dostawała nic, a dawała mnóstwo. Dopiero dziś to wiem („o tym wówczas nie myślałem, nie wiedziałem” – tak brzmią moje dzisiejsze, pokrętne tłumaczenia). Dopiero Ginger pozwoliła jej zaistnieć, to wszystko wyrazić i okazać się wreszcie KIMŚ.

A co by było GDYBY Tosia została przeze mnie zaakceptowana wcześniej? GDYBYM dał jej prawo istnienia prędzej, a nie w momencie kiedy zdążyłem już wejść w czwartą (rzeczywiście!) dekadę życia? GDYBYM o nią walczył, zaczął się mierzyć z nieprzyjazną reakcją środowiska już bardzo dawno? Z pewnością dziś byłbym innym człowiekiem. Lepszym, gorszym? To chyba nie te kryteria. Może zajmowałbym się dziś czymś innym, przeżyłbym rozmaite traumy wynikające choćby z poczucia wykluczenia, byłbym wysyłany do niezliczonej masy psychologów przez chcących zawsze dobrze i kochających (może zbyt mocno?) rodziców? Być może perypetie z tym związane z powodzeniem hamowałyby mój rozwój, absorbowały do tego stopnia, że traciłbym swoją i tak wątłą pewność siebie. Możliwe, że byłbym wykluczony z wielu interesujących i ważnych dla mnie, w czasie formatywnym, znajomości bo nim ci ludzie zdążyliby mnie poznać, dowiedzieć się jaki jestem i kim jestem naprawdę!, odtrąciliby mnie jako dziwaka, kogoś kto może być niebezpieczny. Odtrącaliby „pedała, zwyrodnialca, zboczeńca, wariata, psychola etc.”- jak nakazuje społeczeństwo. Może bym więcej palił? A może mniej? Może bym się zapił, wpadł w jakieś problemy związane z używkami, a może byłbym abstynentem?

Aby uzupełnić moje „gdybanie” powinienem zastanowić się nad tym, co by było GDYBYM chował TOSIĘ jeszcze dłużej. A co mi tam! Do śmierci! Bezapelacyjnie, do samego końca mojego I jej (że tak strawestuję słowa klasyka). Co by wtedy ze mną było? Pewnie byłoby mniej kolorowo. Musiałbym się wciąż mierzyć z tym sekretem, tą tajemnicą. Drżeć w każdym momencie, gdy pozwoliłbym Tosi choć troszkę odważniej pohasać. Bo w to, że Ona by tak po prostu zniknęła, nie wierzę. To niemożliwe. Chyba każda z Was to wie lub dopiero sobie to uświadomi. Pewnie z czasem zorientowałbym się jak niedaleko jest od sekretu do kłamstwa. Jak blisko siebie mieszkają tajemnica i zdrada. Jak oszustwo ma w sobie wiele ze strachu. Jak czas zaczyna grać na niekorzyść prawdy. Jak kłamanie sobie codziennie powoduje to, że kłamanie innym przychodzi bez najmniejszego mrugnięcia okiem (oczko mi poszło, ale rajstop nie wyrzucę, bo to przyzwyczajenie z czasów głębokiej konspiracji).

Zastanawiacie się pewnie: „po co gdybać”? Dobre pytanie… Chyba po to, aby zrozumieć siebie. Ale też zrozumieć innych. Być bardziej empatycznym. Zrozumieć nie tak oczywisty ciąg przyczynowo – skutkowy, który powoduje, że jesteśmy właśnie tymi, którymi jesteśmy. Też po to, żeby wyrazić swoje słowa uznania, współczucia wobec Osób z pod znaku tęczowej flagi. A w końcu żeby dobić się do pewnych siebie „normalnych heteryków”, którzy kwestionują prawdziwość problemów i dyskryminują prawa „INNYCH” Osób. Myślę, że jeślibyśmy wszyscy nasze „gdybanie” przeprowadzali w podobny sposób to być może obrodziłoby to większą ilością empatii, a mniejszą: frustracji i wkurwienia.

Ps. jeśli wydało Wam się, że w tym tekście mnożą się nawiasy i w sumie zbyt wiele ich jest to wiedzcie, że w tym nie było przypadku. Nawias nieco przypomina bycie w jakimś potrzasku, zawieszeniu, niebycie, coś jakby… „dyby”, co nie? Macie swoje „dyby”? Czy już się wyzwoliliście? Jakie to uczucie?
Podpisane: Fred (Tosia).

13 odpowiedzi na “Chować? Mówić? Ryzykować? (w hołdzie dla odważnych Ludzi LGBTQ+”

  1. Talent do pisania to masz. Każdy taki tekst jest kroplą drążacą moje ujawnienie. Racja co do sekretu bliskiego kłamstwu. Niestety potrzebuję jeszcze więcej czasu. Damska część to tylko jakieś 30% . Zabawne, bo jak mam przerwę nie tyle przebierania, malowania , ale nawet logowania na portale Moniki to we śnie często przebieram się w moje ukochane legginsy, satyne. Często dochodzi ten głupi element tajemnicy. We śnie widzę jak żona zbliża się do mojego komputera i wyskakują jej moje fotki. Taki sen to ma ładunek od przyjemnego do stresującego. Wiem, że pisałam, że w końcu się przyznam , ale ciągle mam ten hamulec bezpieczeństwa. Brak gotowości na zmiany jak i po prostu trwam w takiej niepewności.

    1. Dziękuję Ci pięknie :*
      Pamiętaj, że to Ty musisz być gotowa. Może warto porozmawiać z seksuologiem/psychologiem? On może coś doradzić. Ale też rozmowa z Żoną, może we trójkę? Myślę, że warto spokojnie to wszystko przemyśleć. Podejdź do tego na chłodno. Jak coś zawsze możesz do nas napisać :*

    2. Monika, ja tak też mówiłam jakieś pół roku temu że kobiety to we mnie 30%, ale teraz to już jest 50/50 😉 także życzę ci też takiego tempa 😉 ale to prawda, każdy idzie swoim, aby szczerze i uczciwie, otwarcie rozmawiać z partnerką… Uczciwość popłaca… Believe me…

  2. Ja mam taki dylemat: ostatnio żona mnie pyta czy jestem biseksualistą… Ja jej mówię, że to wszystko co robię to próba zdefiniowania siebie w kontekście nie seksualnym ale tożsamościowym, siebie uważam za osobę niebinarne gender fluid… Żona mówi mi żebym był po prostu człowiekiem… I tak jest, tak też siebie postrzegam… Ale wracając do biseksualności, w tym też jest trochę prawdy, przynajmniej w sferze fantazji. Nie wiem jak to jej powiedzieć. Co się stanie jeśli powiem że może trochę tak. Z drugiej strony, już na tyle mnie zna, tyle widziała , tyle wie…. Że może mnie nie wywali na bruk?…. Co wy na to dziewuchy?

    1. WIesz… jest jeszcze takie pojęcie jak heteroflexi 🙂 To takie nie całkiem bi, ale juz też nie czysto hetero 🙂 Inaczej mówiąć – hetero, ale z pewną elastycznością 😉

  3. Tosia, dziękuję za link, o poliamorii, myślę że ten temat pasuje do „chować mówić ryzykować” 😉

    https://youtu.be/25J2HpPoh14

    Pozdrawiam…

    Ps: Tosia, gdzie umieścić dwa fajne eventy:

    1. Zjazd CD TV ts w Warszawie 5sierpnia
    2. Urodziny transserwera na discordzie….

    Myślę że może ktoś z naszek szafy się zainteresuje….
    Bardzo mi się podobają te inicjatywy; otwieranie stron www, swoich szaf, organizacja weekendów, zjazdów… Aktywność nie tylko w internecie, ale róbmy coś w realu, żeby ludziom pokazać że jesteśmy fajni.

    O, to opowiem wam fajna historię, jak w czerwcu przy okazji parady równości w wawie 25 czerwca, zrobiłyśmy kameralną 4osobową domowke, z wyjściem do restauracji, zakupy, disco … Pani starsza na recepcji oczekiwała, że ja – mężczyzna, który się rejestrował telefonicznie, odbierze klucze, a tu wpada laska…. Pierwsze minuty były ciche, pierwszą odpowiedź do mnie w rodzaju męskim, ok, rozumiem… Ale potem, jak mi pokazywała plastikowy klucz do głównych drzwi, jak wrócimy późno i będzie wszystko zamknięte, a ja nie ogarnęłam tematu, powiedziałam: no cóż, może ja nie blondynka ale coś z niej we mnie jest, a Pani na to: ale kasztanowe też Pani pasują 😉 I od tej pory zostałam nią. Rozmawiałam w tym tygodniu telefonicznie z tą panią, miło, sympatycznie … Więc warto się komunikować… 😉

    Pozdrawiam
    ;*

    1. Hej, a chcesz jeszcze raz ten link? On ma którymi okres ważności, dwa trzy dni, dlatego jak już Ci wyśle, to najlepiej od razu się dołączyć…..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *