Początki bywają trudne…
W końcu powiedział. Wchodzisz tam, dokąd wcześniej nie byłaś zapraszana. To skomplikowane? Ewolucja? Nie! To niechciana rewolucja! Najpierw skupiasz się na nim. Słuchasz. Jesteś jak w amoku. To chyba ostatni bastion, który musieliście pokonać w drodze do najlepszego związku świata! Ot, cały ten seks! A potem orientujesz się, że zaczynasz, kurwa, od zera. Żadnych odniesień, żadnych skojarzeń, wszystko nowe. Wolność? Może tak. Może teraz seks będzie wzbogacony o dildo, a on czasem będzie nią, a ona nim czy jeszcze coś innego. Ale wolność to też odpowiedzialność. A więc trzeba oswoić się z myślą o nowej seksualności partnera i mało tego, on po swoim coming oucie też odkrywa nowe rzeczy, które może wreszcie sprawdzić i nazwać. Ale chyba najtrudniejsze jest to, że potem trzeba ogarnąć jeszcze rozpierdol w swojej własnej seksualności. W końcu powiedział! Dobrze? Źle? Sama nie wiem…