Och, takie tam marzenie, wspomnienie…

Kiedy miałem jakieś siedem-osiem lat, fantazje przestawały mi wystarczać, potrzebowałem jakiś dodatkowych bodźców i przez autopsję chciałem sprawdzić to jakoś w rzeczywistości, zderzyć je z jakąś przedstawicielką płci przeciwnej (co za dziwne określenie…). Mimo olbrzymiego poczucia wstydu, strachu i ryzyka, że moje małe grzeszne myśli zostaną przekazane dalej i trafią w niepowołane umysły rodziców czy innych rówieśników, zrobiłem to! Któregoś razu córka sąsiadki musiała zostać u nas w domu, bo jej mama gdzieś wyjeżdżała. Miałyśmy z Alą cały dzień wspólnych zabaw. Dla klasycznego siedmiolatka, który bawi się tylko z chłopcami i wykraczanie w zabawach poza militaria, futbol i motoryzację jest wykluczone, perspektywa spędzenia wolnego, wakacyjnego czasu z dziewczyną byłaby perspektywą ogromnie rozczarowującą, wręcz niszczącą ten dzień już na samym jego starcie. Ale nie dla mnie. Oczywiście, uwielbiałem bawić się matchboxami, grać w piłkę, wymieniać się naklejkami z wizerunkami piłkarzy, czy ustawiać plastykowe żołnierzyki i szykować je do wyimaginowanej wojny, ale dla mnie możliwość sprawdzenia w jakiś sposób własnej fantazji była równie fascynująca. Lepszej szansy nie będzie. Teraz albo nigdy (tak wówczas z pewnością myślałem).

Ala była grzeczną dziewczynką, z którą miałem niezły kontakt. Byłem chyba inteligentnym emocjonalnie dzieckiem więc po początkowym wybadaniu nastroju koleżanki, sprawdzeniu czy można jej ufać, a także wprowadzeniu życzliwego i miłego klimatu, upewniłem się, że to rzeczywiście jest TEN DZIEŃ. Początkowo grzecznie zgodziłem się, że zabawa samochodzikami może zejść na drugi tor zaś połączenie zamku i lalek jest pomysłem nie tyle akceptowalnym, co bardzo fajnym. Zdobyłem tę specyficzną, pierwszą bazę. Teraz mogłem już sugerować drobne, a potem mniej drobne zmiany w klasycznej zabawie w królewski gród.

Z niepamięci przywołuję, że pojawiła się tam też kwestia uwięzienia, przymusu, że z księcia miałem stać się księżniczką, bo chciałem zrobić coś złego. Słabo pamiętam szczegóły, ale wiem, że nie było to związane z materialną przemianą, ale mentalną, z fantazją, której tym razem nie miałem generować sam, ale z kimś. Niestety, moja towarzyszka zabaw, nie nadążała za moim tokiem rozumowania i mimo początkowej zgody, a może nawet zadowolenia, wykoleiła coś, co zaczynało się tak ekscytująco. Nie było źle, ale rzeczywistość, jak to już ma w swojej naturze, nie po raz pierwszy, nie ostatni, nie doścignęła marzeń. Pozostał niedosyt, ale też satysfakcja, że udało się podjąć próbę. Teraz można było to doświadczenie rozwijać i kształtować te strzępy w lepszy, właściwszy dla mnie tok zdarzeń.

Gotowa, a Wy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *